Dream Machines DM7 Switch Duo – wszystko masz pod kontrolą

Chcesz inny przełącznik? Otwórz myszkę i go wymień

Test niesponsorwany, bezpłatny - zawarte stwierdzenia są tylko subiektywnymi odczuciami redaktora

Przyczajony tygrys, ukryty smok. Kojarzycie to powiedzenie? Ma ono świetne odniesienie do myszki DM7, która nie wydaje się jakaś unikatowa. Klasyczna czarna bryła z dwoma dodatkowymi przyciskami po lewej stronie. Jest ona jednak znacznie ciekawsza, gdy tylko postanowimy się mocniej z nią zapoznać.

Pudełeczko, pudełeczko powiedz przecie

Design pudełka od myszki jest zjawiskowy i bardzo mi się podoba. Fiolet połączony z niebieskim, duże napisy oraz dwa spore zdjęcia poglądowe. Tyle i aż tyle. Najważniejsza jest mimo wszystko zawartość. Poza gryzoniem dostajemy też przełączniki, kabel USB, przejściówkę USB oraz krótki instruktaż w formie ikonografii.

Specyfikacja

Zanim przejdziemy do większego rozwodzenia się nad myszką, warto powiedzieć sobie trochę o Dream Machines DM7 Switch Duo. Gryzoń posiada świetny sensor PixArt 3370, polling rate wynoszący 1000Hz, zakres DPI od 400 do 19000, a wszystko to zamknięte w urządzeniu o wymiarach 121x63x39 mm. Waga bez kabla wynosi 65 g.

Budowa poprawna do bólu

Zacznijmy od tego, że jest to myszka symetryczna, co oznacza, że nie znajdziecie tutaj żadnej dodatkowej podpórki dla kciuka lub małego palca. Z drugiej jednak strony będzie to dobre rozwiązanie zarówno dla osób praworęcznych, jak i leworęcznych. Zastosowane tworzywo jest bardzo twarde i posiada bardzo delikatną chropowatą strukturę. Co warte zaznaczenia – myszka nie zbiera kurzu, nie palcuje się i jest banalnie prosta w utrzymaniu, więc zawsze będzie się świetnie prezentować. Zastosowano również kilka bardzo małych, czarnych wstawek wykonanych z plastiku. Są one tak naprawdę jedynie dla przełamanie tej „normalności” i nadania lekko nowoczesnego charakteru urządzeniu.

Standardowo na lewo i prawo od scrolla są dwa główne przyciski, trzeci pod nim, a samo kółeczko posiada wgłębienia, dobrze wyczuwalne pod palcem oraz posiada świetnie wyczuwalny przeskok. Niżej znalazły się trzy paski, które wcale nie służą do zmiany DPI (lecz o nich później). Na lewym boku Dream Machines DM7 Switch Duo znajdziemy dwa przyciski, które w moim odczuciu są lekko za małe. Problem będzie tym większy im większą macie dłoń, lecz rozumiem, że producent chciał stworzyć dość minimalistycznego gryzonia i musiał wszystko utrzymać w dość spójnej, małej całości.

Bardzo ciekawy jest spód myszki (choć brzmi to dość kuriozalnie). Znajdziemy tutaj trzy dość wąskie ślizgacze – jeden na górze, drugi na dole i trzeci wokół sensora. Dają one w stu procentach radę i DM7 bez zająknięcia pływa po podkładce na każde nasze zawołanie. Mały minus tutaj jednak dla producenta za to, że nie dodał w pudełku zapasowych ślizgaczy, gdyby te fabryczne na przestrzeni lat się zniszczyły.

Nad dolnym ślizgaczem jest swego rodzaju skrytka na odbiornik Bluetooth. Bardzo łatwo go wyjąć, a także włożyć, więc bez problemu możecie myszkę przenosić w torbie, plecaku lub torebce, bez żadnych dodatkowych worków lub pudełek. Lekko wyżej umieszczono trójpoziomową zmianę podświetlenia. Idąc kolejno mamy tryb: wyłączony, włączone podświetlenie logo na przodzie myszki, włączone podświetlenie logo na przodzie i tyle myszki. Powyżej sensora znajduje się natomiast przycisk do zmiany poziomu DPI, a nad nim mała dioda LED.

Pokaż kotku co masz w środku

Przejdźmy do najciekawszej rzeczy w tej myszce, która wyróżnia ją na tle całej rynkowej konkurencji. Mowa mianowicie o wymienialnych przełącznikach! Do tego nie jest to proces, który wymaga ukończenia specjalnych szkoleń – wystarczy dobre zaznajomienie się z instrukcją, choć ta w moim przypadku niewiele pomogła. Pozwólcie zatem, że powiem wam, jak się dobrać do wnętrza tego gryzonia.

Na początku musimy nacisnąć trzy prostokątne wstawki umieszczone na szczycie myszki. Trzymając je wciśnięte, drugą ręką naciskamy lewy lub prawy przycisk myszki i przesuwamy go w dół. Za pierwszym razem może być lekko ciężko, gdyż wszystko jest fabrycznie bardzo mocno spasowane, więc nie bójcie się użyć siły – nic się nie stanie. Gdy już przycisk nam się wysunie, musimy go lekko podnieść do góry, a następnie wyciągnąć. Naszym oczom powinny się ukazać „bebechy” myszki, które prezentują się bardzo ciekawie, spójrzcie zresztą na poniższe zdjęcia.

W celu wymiany przełącznika łapiemy za dwa wystające po bokach plastikowe elementy i naginamy je do środka, a potem pociągamy w górę. Powinna nam się wysunąć mała tacka z przełącznikiem. Tutaj moja uwaga – róbcie to ostrożnie, gdyż bardzo łatwo jest przy użyciu siły wystrzelić ją z urządzenia. Teraz możecie wyjąć przełącznik z tacki i zastąpić go jednym z innych, które zostały dołączone przez Dream Machines.

Czym się one różnią, zapewne spytacie? A no różnice są ogromne – jedne przydadzą się bardziej do grania, inne do pracy w biurze. Jedne mają mniejszą twardość, ale większą responsywność, a inne na odwrót. Jedne mają większą żywotność, inne mniejszą. Po szczegóły zapraszam na stronę producenta, którą znajdziecie tutaj.

No dobrze, ale jak to teraz poskładać do kupy? Na początku tackę ze switchem wsadźmy w to samo miejsce, z którego ją wyjęliśmy i lekko ją naciśnijmy, żeby wbiła się w swoje miejsce. Będzie temu towarzyszyć głośne kliknięcie, a cała konstrukcja znów będzie twardo siedzieć w otworze. Teraz bierzemy nasz przycisk, wkładamy jego koniec w otwór w korpusie myszki i wsuwamy do samego końca. Następnie warto jeszcze przycisnąć, żeby sprawdzić, czy wszystko wróciło poprawnie na swoje miejsce i gotowe. Cała operacja chirurgiczna przebiegła pomyślnie.

Ale ja to tych kabli nie lubię

Jedni je kochają, inni wręcz przeciwnie. O czym mowa? O Bluetooth, czyli braku kabli. Z Dream Machines DM7 Switch Duo możecie korzystać jak wam pasuje – po kablu lub bez. Sam z myszki korzystałem głównie na studiach, więc rozwiązanie bezprzewodowe było idealne. Bateria starcza na spokojne 50+ godzin użytkowania, więc ładowałem ją raz w tygodniu, co myślę jest świetnym wynikiem, jak na ilość czasu, którą razem z gryzoniem spędzałem. Nie ukrywam jednak, że gdybym miał cały czas włączone podświetlenie na przodzie i tyle myszki, to ten czas zapewne byłby znacznie krótszy.

Podświetlenie i aplikacja

Nie korzystałem zbyt wiele z podświetlenia – uznawałem je za zbędne, a zależało mi też na długim czasie użytkowania na jednym ładowaniu. Wiem jednak, że jest to ważne dla wielu osób, stąd też nie zaniecham i o tym opowiedzieć. Bajerów w postaci podświetlanych boków, spodu czy wielkich pasków LED tutaj nie doświadczymy, lecz podświetlane logo będzie jakimś kompromisem. Jeśli już przy nim jesteśmy, to warto powiedzieć, że prezentuje się ono dość miernie, szczególnie wtedy, gdy nie ma całkowitej ciemności. Umieszczenie podświetlenia za obudową, a nie bezpośrednio na niej, sprawia wrażenie, że wszystko dzieje się za jakąś mgłą. Do tego widoczne jest lekkie rozmazanie (blur), który mi się osobiście nie podoba. Warto też dodać, że podświetlenie się automatycznie wyłączy po dłuższym czasie nieaktywności.

Aplikacja nie ma rewelacyjnego interfejsu, lecz znajdzie się tutaj wszystko, czego dusza może zapragnąć. Zmienimy tutaj funkcje przycisków, polling rate, ustawimy profile, zmienimy podświetlenie, a także sprawdzimy aktualny stan baterii. Oczywiście nie zabrakło też opcji tworzenia makr.

Moje wrażenia

Myszki używałem głównie na studiach do przeglądania internetu, tworzenia i edytowania notatek na laptopie, a także do grania w proste gry (60 Seconds! Reatomized, TrackMania Nations Forever, theHunter: Call of the Wild). W każdym zadaniu urządzenie sprawowało się doskonale, co tylko świadczy o jego wielowymiarowości. Gryzoń sprawdzi się w każdym środowisku i będzie doskonały dla każdego. Topowy sensor PixArt 3370 nie zawodzi w grach – jest on świetny do CS:GO, VALORANTA, a także innych produkcji, gdzie potrzebujecie maksymalnej precyzyjności.

Bateria trzyma bardzo długo i nie miałem z nią nigdy żadnych problemów. Do tego małe wymiary myszki sprawiają, że bardzo łatwo się ją przenosi. Zajmowała mi ona bardzo mało miejsca w torbie, a brak kabla dodatkowo pozwalał zapakować więcej rzeczy. Możliwość edytowania tego urządzenia pod własne potrzeby jest super i chętnie z tego korzystałem, aż znalazłem idealny przełącznik dla siebie. Do pełni szczęścia zabrakło tutaj chyba tylko modyfikacji wagi myszki oraz wymiennych bocznych paneli, wtedy to już kompletnie moglibyśmy ją rozebrać, zmodyfikować i złożyć na nowo. Tuning myszki byłby wtedy czymś w stu procentach poważnym, a nie tylko prześmiewczym określeniem. No ale ktoś mądry kiedyś powiedział, że w życiu nie można mieć wszystkiego.

Podsumowanie

Z zewnątrz myszka nie wygląda na potwora, lecz diabeł tkwi w szczegółach. Jest to absolutnie topowe urządzenie, skrojone na potrzeby praktycznie każdego. Nie atakuje nas agresywnym, gamingowym wyglądem, lecz w grach jest nieoceniona. Podczas pracy biurowej nikt nie będzie miał zastrzeżeń, a jeśli często podróżujecie, to produkt od Dream Machines możecie przechować nawet w kieszeni. Za 350 zł dostajecie myszkę przewodową/bezprzewodową, podświetlenie RGB, wymienne switche, trwałą konstrukcję i topowy sensor. Jeśli chodzi o technikalia, to ciężko w tej kwocie dostać coś oferującego więcej. Do dogadania jest jedynie kwestia czysto estetyczna – nie każdemu taki stonowany, minimalistyczny design przypadnie do gustu. Jeśli wam się jednak podoba, to gorąco polecam tego gryzonia! Na sam koniec klasycznie chciałbym was jeszcze zaprosić do innych recenzji na naszym portalu, które znajdziecie tutaj.

Loading

Dream Machines DM7 Switch Duo
Ocena ogólna
4.5
  • Jakość wykonania
  • Podświetlenie
  • Aplikacja
  • Sensor
  • Wygoda
  • Cena
Translate »