Genesis od wielu lat gości na moim biurku. Szczególnym uczuciem darzę ich myszkę Krypton 700, która jest dla mnie synonimem niezawodności. Dobre wykonanie i świetny stosunek cena/jakość – to właśnie z tym utożsamiam tę firmę. Czy te cechy można również przypisać słuchawkom Radon 610? Co w nich mi się podobało, a co nie? Zapraszam do poniższej recenzji!
Wszystko pięknie zapakowane!
Muszę otwarcie przyznać, że proces rozpakowywania przyniósł mi wiele satysfakcji. Genesis swoje słuchawki zapakowało w efektowne czerwono-czarne pudełko, na którego bokach znalazły się podstawowe informacje oraz grafiki ilustrujące produkt. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się… kolejne opakowanie, w którym witają nas pięknie ułożone w lśniącym plastiku słuchawki Radon 610.
Na dodatkowe bajery w postaci wymiennych nauszników, naklejek czy jakiejś karteczki z podziękowaniami za zakup producent się nie zdecydował. Dostajemy zatem słuchawki wraz z instrukcją obsługi i to zasadniczo tyle. Jeśli chcemy pobrać oprogramowanie, to musimy zrobić to bezpośrednio przez stronę internetową.
Czerń w parze z czerwienią
Dominującym kolorem w konstrukcji jest czarny, który połączony został z czerwonym. Jest to typowa paleta barw dla tej firmy, wszak nawet samo logo Genesis jest koloru czerwonego. Nie mniej, oba odcienie bardzo do siebie pasują i nadają charakterystyczne, gamingowe zacięcie.
Słuchawki posiadają bardzo duże nauszniki, w które bez problemu wchodzi całe ucho. Dodatkowo są one grube i mięciutkie. Lewy nausznik jest „stacją dowodzenia”, gdyż to właśnie na nim znajdziemy przycisk do wyłączania mikrofonu, regulacji głośności, wyjście mikrofonu oraz kabla.
Pałąk ma niestety manualną regulację, która jest dość uciążliwa, szczególnie kiedy ze słuchawek korzysta na co dzień więcej osób. Do tego zastosowana na nim gąbka jest stosunkowo krótka i chętnie poszerzyłbym ją o centymetr w każdą stronę. Obecna długość starcza mi dosłownie na styk, więc osoby o większej głowie z pewnością będą odczuwały dyskomfort.
Problemy sprawia też mikrofon. Nie można go w żaden sposób odczepić lub schować – jest on cały czas przed nami na swoim giętkim ramieniu. Oczywiście możemy go wyginać w każdym kierunku, lecz jest to miecz obosieczny. Jego giętkość powoduje, że samoistnie przesuwa się on nam podczas energicznych ruchów głowy lub gdy przypadkowo zahaczymy o niego ręką. Na plus jednak trzeba zaliczyć dołożoną do niego gąbkę.
Na uwagę zasługuje też sam kabel, który umieszczony został w pięknym czarno-czerwonym oplocie. Ma on ponad dwa metry i jest odporny na plątanie (serio!). Świetnie dopełnia on całą konstrukcję i podoba mi się, że Genesis zwróciło uwagę nawet na tak z pozoru nic nieznaczącą rzecz, jak kabel. Widać jak na dłoni, że firma przykłada się do detali.
Podświetlenie dodatkowym bajerem w Genesis Radon 610
Jak na gamingowe słuchawki przystało – podświetlenie musi być. Niestety jest ono mocno biedne, gdyż nasze oczy mogą raczyć się jedynie stałym czerwonym światłem na bokach nauszników i końcu mikrofonu. Odnoszę wrażenie, że zostało ono wrzucone do tego modelu „żeby było”, a szkoda, bo z pewnością dało się dodać tutaj kilka efektów podświetlenia, które moglibyśmy zmieniać przez dodatkowy przycisk na nauszniku lub z poziomu aplikacji.
Dźwięk i aplikacja
Konstrukcja, wygląd, podświetlenie – wszystkie te rzeczy są ważne w przypadku słuchawek, jednakże kluczową kwestią jest dźwięk. Jeśli ten jest słaby, to wszystko inne nie ma znaczenia. Jak jest zatem w przypadku Genesis Radon 610? Bardzo, ale to bardzo dobrze! Słuchawki nastawione głównie na gry świetnie spisują się także do słuchania muzyki czy podcastów.
Pełny potencjał ze słuchawek można wyzwolić dopiero po pobraniu aplikacji, którą znajdziecie tutaj. Jest ona bardzo prosta i intuicyjna. Mamy equalizer, zarządzanie wirtualnym 7.1 i zbieraniem dźwięków przez mikrofon, a także dość śmieszną funkcję efektów, którą pozwólcie, że ze względu na unikatowość omówię w pierwszej kolejności.
Chcecie słuchać muzyki w salonie, korytarzu, teatrze lub łazience, cały czas pozostając w wygodnym fotelu? Genesis wam to umożliwia jednym kliknięciem. Wrażenia z tego są dość mierne i w żaden sposób niezbliżone do rzeczywistości. Jest to zatem bardziej ciekawostka, którą możecie się przez chwilę pobawić, ale stale tych efektów raczej nikt nie będzie miał włączonych.
Equalizer jest tutaj w formie „dla zaawansowanych”, gdyż nie ma przygotowanych żadnych dedykowanych profili. Wszystko musimy zmieniać sobie sami za pomocą pięciu suwaczków. Ja zdecydowałem się delikatnie podkręcić niskie tony, te bazowe niezbyt do mnie przemawiały. Nie mówię tutaj jednak, że źle brzmią lub są słabo słyszalne, wręcz przeciwnie – są fajnie wyważone względem tonów wysokich, po prostu takie mam preferencje muzyczne.
Wirtualne 7.1 działa dobrze, bez problemu można ustalić źródło dźwięku, a dodatkowo możemy regulować ustawienie poszczególnych głośników. W tym celu wystarczy w aplikacji na grafice poprzesuwać kółka odpowiadające za dany głośnik. Odkryłem to kompletnie przypadkiem, więc zamieszczam tę uwagę również tutaj, gdyż spodziewam się, że sporo osób mogłoby tak jak ja nie mieć o tym pojęcia.
Widać, że Genesis projektując Radon 610 główny nacisk położyło na dźwięk. SNR jest na poziomie 40 dB., co jak na słuchawki gamingowe jest dobrym wynikiem. Pasmo przenoszenia też jest w porządku, gdyż jego zakres to 20 – 20000 Hz. Jeśli szukacie urządzenia tylko pod słuchanie muzyki lub nagrywanie piosenek, to nie będzie to do końca dobry wybór. Jeśli jednak chcecie sobie pograć w gry, a do muzyki i filmików na YouTubie nie potrzebujecie super sprzętu, tylko czegoś przyzwoitego, bez szumów i relatywnie taniego, to Radon 610 jest jak znalazł.
Wygoda pozostawia wiele do życzenia?
Używanie tych słuchawek na co dzień jest dość męczące, a to głównie przez wzgląd na dwie rzeczy – mocne uciskanie głowy i wysoką wagę (380 g). Już po pierwszej godzinie użytkowania odczuwałem lekki ból, który wraz z czasem tylko się nasilał. Nie była to wina źle wyregulowanego pałąka lub zbyt cienkiej pianki. Słuchawki po prostu mają swoją masę, która mocno osadza się na naszej głowie, co powoduje dyskomfort. Nie byłem w stanie mieć je założone przez ponad trzy godziny ciągiem. Z pewnością całej nocki w ulubionej grze bez przerw z ich pomocą nie zrobicie, gdyż ból będzie nie do zniesienia.
Bardzo uciążliwy jest również mikrofon, którego nie da się w żaden sposób odpiąć lub schować, gdy akurat z nikim nie rozmawiamy. Nie zliczę ile razy przypadkowo go zahaczyłem jedząc coś podczas oglądania serialu.
Genesis Radon 610 – plusy i minusy
PLUSY | MINUSY |
Dźwięk | Dyskomfort przy dłuższym użytkowaniu |
Duże nauszniki | Brak możliwości odłączenia/schowania mikrofonu |
Design | Manualna regulacja pałąka |
Długi kabel | |
Czy warto?
Genesis Radon 610 to produkt, który wzbudza we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony oferuje bardzo dobry dźwięk, zarówno w grach, jak i poza nimi, ale z drugiej strony powoduje duży dyskomfort podczas dłuższego użytkowania. Podobnie z czerwonym podświetleniem – z jednej strony dodaje efektowności, ale z drugiej strony nie ma możliwości zarządzania nim. Design produktu jest ciekawy, szczególnie dla graczy, ale wykonany głównie z plastiku o niewielkiej grubości.
Jeśli najważniejszy jest dla was dźwięk, to Genesis Radon 610 przypadnie wam do gustu. W tej półce cenowej jest to świetne pod tym kątem urządzenie, które sprawdzi się doskonale w grach. Firma właśnie na ten element postawiła najwięcej i wyszło fenomenalnie. Musicie jednak pamiętać o wszystkich niedogodnościach, które mogą popsuć komfort codziennego użytkowania. Na sam koniec zapraszam do sprawdzenia innych recenzji na naszej stronie, które znajdziecie tutaj.
Genesis Radon 610
Ocena ogólna
-
Dźwięk
-
Mikrofon
-
Jakość wykonania
-
Wygoda
-
Design
-
Podświetlenie